No dobra, troche to trwało, ale wreszcie dodaję pierwszy rozdział. Jestem z niego całkiem zadowolona, wyszedł mi nieźle :) Dedykuję go użytkownikowi Sierpien :D
A wszystkim pozostałym chciałabym życzyć cudownych i wspaniale spędzonych wakacji! :3 Macie jakieś fajne plany? Ja jadę tylko na kolonie i może nad jezioro, ale tak to zostaje w domu. Życzę wam żebyscie mieli o niebo lepiej niż ja XD
No to co? Zaczynamy! Miłego czytania :)
Arendelle's Secret - Rozdział 1
Słońce nad Arendelle powoli zachodziło. Taki zachód był wspaniałym zakończeniem ciepłego, cudownego dnia. Chloe lubiła takie chwile. Lubiła tak jak teraz siedzieć na jednym z pomostów portu, moczyć stopy w chłodnej wodzie, rozpuścić długie włosy i pozwolić by wiatr lekko je unosił, i rozmyślać.
Dar do rozmyślania odziedziczyła po matce. Tak jak ona potrafiła spędzać całe godziny uparcie wpatrując się w jeden punkt. A o czym myslała? Tego nikt nie wiedział. I właśnie to lubiła.
Przejechała ręką po końcówce jednego z pasm włosów. Powoli i leniwie wyciągnęła stopy z wody. Wyciągnęła nogi przed siebie, tak żeby ostatnie promienie słońca mogły je osuszyć. Podniosła lekko głowę i przymknęła oczy rozkoszując się chwilą. Mogłaby tak siedzieć jeszcze bardzo długo, lecz z zamyślenia wyrwał ją czyjś głos.
- Chloe!
Odwróciła się w stronę usłyszanego dźwięku. W jej stronę lekko truchtała Lily. Jej brązowe włosy powiewały na wietrze, a czerwona sukienka falowała pod wpływem ruchu. Wyglądała tak jak zawsze, jednak na jej twarzy kwitł szeroki uśmiech.
- Lily? Coś się stało? - spytała Chloe podnosząc się z pomostu.
- Nie, a właściwie tak... Eh, mogłybyśmy się przejść? Chciałam z tobą porozmawiać - odpowiedziała uśmiechając się tajemniczo.
- Oczywiście, czemu nie...
Ubrała swoje różowe pantofelki i przygładziła sukienkę. Lily widząc to tylko przewróciła niecierpliwie oczami. Nie rozumiała swojej kuzynki. W przeciwieństwie do niej, Lily nie bardzo lubiła być księżniczką. Nie lubiła mieszkać w zamku, nosić sukienek, każdy posiłek jeść wspólnie z całą rodziną przy ogromnym stole w jadalni. Czuła się dziwnie. Zamiast tego wolała od czasu do czasu, tak żeby nikt nie widział, pod sukienkę założyć spodnie brata, spać w ogrodzie pod gołym niebem, zwędzić coś czasem z kuchni i zjeść na dworzu. To był jej świat.
Kiedy Chloe była już gotowa, obie księżniczki ruszyły przed siebie. Szły powoli alejką portową. Ostatnie promienie słońca muskały ich twarze. Przez dłuższą chwilę żadna się nie odzywała. W końcu niezręczną ciszę przerwała Chloe.
- To o czym chciałaś mi powiedzieć? - zapytała.
- Wiesz...
- No powiedz, już teraz nie masz odwrotu.
- No dobra... - westchnęła Lily - Chcę się stąd wyrwać. Chcę uciec.
- Uciec? - powtórzyła oszołomiona - Ale jak to?
- No takto! - odpowiedziała sarkastycznie.
- Ale dlaczego?
- Mam już tego wszystkie dosyć - westchnęła Lily - Mam dosyć tego całego... bycia księżniczą. Tobie to odpowiada, ty dobrze się czujesz w tej roli. A ja? Ja nie bardzo. Ja tutaj nie pasuję.
- Przestań wygadywać bzdury!
- No co, taka jest prawda! Ja nie chcę tak dalej żyć, zrozum! Moje życie jest już z góry zaplanowane. Jestem księżniczą, i zawsze nią będe. Nigdy nie będę mogła być w pełni wolna i niezależna.
- I twoim zdaniem, najlepszym na to sposobem jest ucieczka, tak? - zapytała z ironią Chloe. Pomysł kuzynki wydawał jej się absurdalny.
- Tak, właśnie.
- Zwariowałaś?! Przecież wiesz, że nawet jeśli uda ci się uciec, to twoja mama zacznie poszukiwania. Cała straż będzie cie szukała!
No i co z tego? Ucieknę tak daleko, że mnie nie znajdą - odpowiedziała Lily przewracając oczami.
- Nie uda ci się to.
- Skąd ta pewność?
- Juz ci powiedziałam. Wszycy będą cie szukali, wszyscy! Twoja rodzice, Robert, moi rodzice, cała królewska straż. Nikt nie spocznie, póki cię nie znajdą. A uwierz, że będą szukali. Dowiedzą sie wszystkiego.
- Nie dowiedzą się, bo im nie powiesz.
Ależ oczywiście że powiem! Chyba nie myślisz że tak łatwo pozwolę ci zniknąć z Arendelle!
- Tak, tak właśnie myślę!
- Powiem im wszystko! Sama już wystarczająco wiele mi powiedziałaś.
- Boże, czemu ja właściwie ci to mówię?!
- Może dlatego że jestem twoją kuzynką i najlepszą przyjaciółką?
- A może dlatego, ze myślałam że mnie wesprzesz i mi pomożesz?!
- Lily, wiesz przecież, że w każdej innej sprawie bym cię poparła. Ale na to nie mogę się zgodzić.
- No niby dlaczego?! - krzyknęła Lily - Co ci tak w tym nie pasuje?! To przecież nie ty uciekasz, tylko ja!
- Nie mogę się zgodzić - rzekła Chloe oficjalnym, urażonym, przećwiczonym głosikiem - A jeżeli coś ci się stanie? Jeżli zachorujesz? Albo ktoś cie porwie?
- Chloe, przestań. Śmieszna jesteś!
- Ja?! Może popatrz lepiej na siebie! Posłuchaj co ty wygadujesz!
- Wiesz co? Myślałam że jesteś moją przyjaciółką.
- Bo jestem!
- No właśnie nie. Jesteś tylko rozpuszczoną córeczką króla i królowej!
- Oh! - oburzyła się że ty jesteś ode mnie lepsza?
- Tak, tak myślę! Jesteś tylko zachowującą się jak chłopak, w ogóle nie podobną do księżniczki księżniczką!
- Wiesz co? Nie chce mi się już z tobą rozmawiać - prychnęła Lily odwracając się do kuzynki tyłem i odchodząc.
- Proszę bardzo! Idź! Uciekaj! Rób co chcesz! - krzyczała za nią Chloe - Jeszcze wspomnisz moje słowa!
Lily nawet się nie odwróciła. Poczłapała w stronę powrotną do zamku. Chloe stała tak chwilę i zastanawiała się, co właściwie się stało... Co ta Lily sobie myśli? Czy ona zwariowała? Czy Chloe ma powiedzieć o tym cioci Annie? Nie, narazie nic nie powie. Poczeka, może Lily wybije sobie te pomysły z głowy.Królewskim nawykiem, obyma rękoma wygładziła sukienkę. Odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku zamku. Po drodze nuciła sobię piosenkę, którą znała nie wiadomo z kąd...
***
Był już coraz bliżej zamku, a jego strach z każdym krokiem nasilał się. Przetarł czoło. Spocone ze zdrenerwowania dłonie schował do kieszeni grubej, obszytej futerkiem kurtki. Zima się zbliżała, było już coraz zimniej. Mimo to Kristoff czuł jak całe wnętrze jego organizmu płonie. Co on powie Annie? Że wyrzucili go z pracy? Nie, nie może tego tak powiedzieć. Musi zacząć jakoś delikatniej... A co zrobi Anna kiedy się o tym dowie?! Co jeśli będzie na niego zła? Co jeśli każe mu się wynosić z zamku? Co jeśli przestanie go kochać?! Wszystkie plany będzie trzeba odwołać!
"Uff... Kristoff, uspokuj się... Tylko spokojnie..." - powtarzał sobie w myślach.
Doszedł do pałacu. Przeszedł przez bramę i ruszył krętymi, pałacowymi korytarzami. Dotrał do sali balowej. Odetchnął głeboko próbując się uspokoić i wszedł do środka. Była tam Anna. Niedługo miało odbyć się Święto Powitania Zimy, i trzeba było udekorować salę na bal. Anna, stojąc na drabinie mocowała się właśnie z zawieszeniem kolorowego łańcucha.
Miała na sobie jasno zieloną sukienkę, rude włosy upięła w wysokiego kucyka, na twarz nałożyła odrobinkę pudru. Szarpiąc się z dekoracją wyglądała tak uroczo i niewinnie.
- Anno, kochanie - zaczął Kristoff powoli podchodząc do drabiny na której stała jego żona.
- O, Kristoff! - uradowała się - Jak dobrze że jesteś! Pomógłbyś mi to zawiesić? Nie daje sobię z tym rady.
- Pewnie.
Kristoff pomógł Annie zejść na ziemię i delikatnie pocałował ją w usta na powitanie. Szybko wgramolił się na góre i sprawnym ruchem przymocował łańcuch.
- Dzięki, kochany jesteś - uśmiechneła się i cmoknęła go w policzek.
- Dla ciebie wszystko, moja pani - spróbował się zaśmiać, ale mu nie wyszło i zabrzmiało to dość niestosownie, jednak Anna nie zwróciła na to uwagi.
- Wcześniej dzisiaj wróciłeś. Uwineliście się z pracą szybciej?
- Och, Anno... Ja... Chciałem ci coś powiedzieć...
- Kristoff? - zapytała zaniepokojona Anna widząc wyraz jego twarzy - Czy coś się stało? Coś w pracy?
Kristoff otworzył usta by coś powiedzieć, ale je zamknął. Jego ukochana spojrzała na niego, tymi swoimi wielkiemi, zielonymi, przepełnionymi radością i troską oczami. Jej wzrok chipnotyzował go. Kiedy patrzył jej w oczy czuł jak się roztapia, jak uginają się pod nim nogi. Patrzył się na nią jak zachipnotyzowany. Wkrótce jednak otrząsnął się i powrócił do rzeczywistości.
- Anno... Ja... - zaczął trzęsąc się ze zdenerwowania - Straciłem pracę.
- Słucham? - zapytała zdziwiona mrugając oczami - Jak to?
- No... Firma była na skraju bankructwa. Było trzeba ją zamknąć... - przerwał, nie pewien czy ma mówić dalej - Jesteś na mnie bardzo zła?
- Kristoff - ponownie zamrugała oczami po dłuższej chwili ciszy, po czym na jej twarzy zakwitł troskliwy uśmiech - Kochanie, to przecież nie twoja wina. Jak mogłabym być na ciebie zła?
- Ale...
- To jeszcze nie koniec świata. O pieniądze się nie martw. Damy sobie radę. Wszystko będzie dobrze, słyszysz?
Kristoff powoli się uśmiechnął. Wyciągnął ręce i mocno przytulił do siebie Anne. Właśnie za to ją kochał. W każdej trudnej sytuacji potrafiła znaleść iskierkę nadzieji, potrafiła pocieszyć, otrzeć łzy. Zawsze była tak optymistycznie nastawiona do świata... Była taka kochana... Kristoff uśmiechnął się do siebie w duchu. Miał wielkie szczęście, że ma taką cudowną żonę.
- Anno?
- Tak? - wtulona w jego ramiona podniosła na niego wzrok.
- Wiesz co? Kocham cię...
Anna słysząc te słowa jeszcze bardziej się w niego wtuliła i przymknęła oczy uśmiechając się. Cieszyła się, że jest im tak dobrze. Niestety, nie była swiadoma tego, co niedługo miało się zdarzyć, i na zawsze zmienić jej życie.
Ok, to wszytko. Nie wiem kiedy będzie kolejny, ale mam nadzieję ze niedługo.Pozdrawiam wszystkich! Paa :3