Z królewskiego pamiętnika... - Rozdział 1
6 czerwca
'Drogi pamiętniczku...
Boże. O Boże. Jak myśmy te nasze dzieci wychowali? Przecież mają wszystko co potrzebne : dach nad głową, rodzinę, ubrania, no i z głodu też nie umierają. Mają wielkie szczęście że urodziły się jako dzieci z królewskiego rodu. Ale oni po prostu czasami tego nie doceniają.
Staramy się z Anną zapewnić im dobrą przyszłość, staramy się żeby wyrośli na ludzi.. A oni co? Ignorują to wszytko! O, na przekład dzisiaj!
Byłem rano w stajni u Svena, zanieść mu trochę marchewek. Cały czas to robię, taki nawyk którego w żaden sposób nie mogę się pozbyć... No nieważne, dawałem temu łakomczuchowi ostatnią marchęwkę, kiedy nagle usłyszałem jakieś krzyki na zewnątrz. Wyszłem oczywiście zobaczyć co się dzieje. Wychodzę, i co widzę? Oczywiście dzieciaki! Lily uciekała Robertowi i piszczała tak że aż uszy bolały! Do tej pory lewe ucho mam zatkane... A Robert oczywiście nie lepszy. Gonił ją strasząc wiadrem wody. Kątem oka zauważyłem grupkę mieszkających w Arendelle starszych pań. Szły sobie obok ulicą, wytykały palcami dzieci i rechotały zakrywając usta dłońmi. Wiecie jak ja się wstydziłem?! No poprostu myślałem że zapadnę się pod ziemie! Kiedy już tamte staruszki się opanowały i sobie poszły (naszczęście!) jako dobry ojciec podeszłem do swoich dzieci i ustałem przed nimi.
- Hej, hej! Spokój!
- Tato!! - piszczała moja córka - On mnie straszy!
- Taak, na pewno! - Robert krzyknął, chowając za sobą wiadro z wodą- Ona kłamie!
- Tak, jasne!
I znowu się zaczęło. Lily uciekała, a Robert ją gonił. Boże! Co za diabły z tych dzieci!
- No już, spokuj!
Znowu stanąłem na przeciwko nich i spiorunowałem ich zrokiem. Chyba się mnie nie przestraszyli. Eh... Kiedy tak na nich patrzyłem, nie zauważyłem jak za moimi plecami przechodzi Daniel z Chloe.
- Cześć stary! - Daniel klepnął mnie w ramie.
- Cześć - odpowiedziałem, wciąż nie spuszczając wzroku z dzieci.
- Cześć wujku!
Chloe przywitała mnie tym swoim słodkim uśmieszkiem. Dlaczego to akurat Danielowi musiała się trafić taka córka? Jest miła, posłuszna.. Kurcze, muszę porozmawiać z Elsą, jak ona ją wychowuje..
- Co tam słychać? - zapytał Daniel.
- Hm.. Nie widać? - odpowiedziałem trochę ironicznie.
- Dzieci znowu dokazują co?
- No tak jakby..
- Idziemy z Chloe na ryby nad rzekę. idziesz z nami?
- Nie, dzięki. Najpierw muszę się z nimi rozprawić - powiedziałem i spojrzałem piorunująco na dzieci. Chyba teraz się zawstydzili, bo oboje spuścili głowy.
- No dobra, jak chcesz. My idziemy.
- Narazie wujku!
- Do zobaczenia.
- No to my już może... - zaczął Robert wycofując się powoli.
'''- O nie, jeszcze z wami nie skończyłem!'''
- Ale tato.. - prychnęła Lily.
- Co wy sobie wyobrażacie?! Widzieliście jak tamte panie się na was patrzyły? Wiedzieliście jak ja się musiałem za was wstydzić?! Co to w ogóle za zabawy?! Skąd macie ta wodę?
- No z rzeki..
- Z rzeki? Po co wam była woda z rzeki?!
- No ja chciałem...
- On chciał mnie tą wodą oblać! - pisnęła Lily.
- Nie podnoś głosu! - burknąłem - A ty? Co ci w ogóle przyszło do głowy? Czy ty jesteś poważny? Śmingus-dyngus już dawno był!
- No wiem, ale...
- Przeproś ją!
- Ale tato! - oburzył się mój syn.
- Przeproś ją! - rozkazałem podnoszosząc głos
- Przepraszam... - wydukał Robert.
- Nie słyszałam! - odburknęła Lily odwracając się do niego tyłem.
- Przepraszam... - powiedział nieco głośniej.
- No dobra. Za wasze zachowanie należy wam się kara. Musicie... - taki ze mnie dobry ojciec, że nawet nie potrafię wymyśliś odpowiedzniej kary! - Zgrabicie wszystkie liście w ogrodach. Za dwie godziny trawa ma tam ślnić! No, idźcie już! Zmykajcie!
No i poszli. Z opuszczonymi głowami, wielce obrażeni, ale poszli. Stałem tak jeszcze chwile patrząc jak odchodząc. Byłem z siebie dumny. Nareszcie pokazałem im, kto tu rządzi!
Eh, ale to tylko jedna z wielu takich sytuacji. Wczoraj kłócili się chyba ze 3 razy! Co zrobiliśmy źle? No co?!Jaki błąd popełniliśmy w ich wychowywaniu?
Och, podobno Elsa skończyła właśnie audiencje. Muszę koniecznie z nią porozmawiać! Jak ona to robi, że jej córka jest tak dobrze ułożona? Dobra, lecę, bo jeszcze zajmnie się czymś innym i w ogóle nie będe mógł z nią pogadać. Narazie!
Ok, oto był rozdział pierwszy. Długo zwlekałam ze wstawieniem go, bo strasznie mi się nie podoba. Jestem z niego bardzo niezadowolona. Myślę, że i wy to dostrzegacie. Hm.. A dlaczego jest tak a nie inaczej? Bo muszę jakoś rozkręcić tą akcje. Planuję to wszystko rozpocząć w rozdziale 3, ale jeszcze nie wiem, nie wiem czy ten fanfic wytrzyma do 3 rozdziału.. Bo niby mam pomysł i w ogóle, ale nie potrafię tego jakoś napisać. Nie wiem co się ze mną dzieje! A może to przez ten stres związany z zakończeniem roku szkolnego? Sama nie wiem...
Szczerze, to nie mam pojęcia kiedy pojawi się kolejny rozdział. I czy w ogóle się pojawi.. Wszystko się okażę. To tyle z mojej strony. Hejtujcie ten rozdział ile chcecie, wiem że jest do du*y :P Paa :-*