3. Spotkania
Kristoff zatrzymuje sanie i drapie za uszami Svena
- Mój dzielny Svenuś chce marchewkę? – pyta.
Sven robi wielkie oczy.
- Tak – tłumaczy specjalnym głosem Kristoff i przynosi reniferowi marchewkę.
- Ach, jak tu cicho. Nikogo na horyzoncie…
- A ja to co? Jodła – Kristoff natychmiast przekłada na ludzki odpowiedź Svena.
- Co za urocza pogawędka – słyszą nagle z lewej strony ironiczny kobiecy głos. Odwracają się natychmiast.
Kobieta jest młoda, wygląda na parę lat starszą od Elsy. Włosy ma dość długie i brązowe, oczy średniej wielkości, piwne. Ubranie jej stanowi długa, prosta suknia i płaszcz. Kristoff zauważa rękojeść miecza wystającą zza niego.
- Dzień dobry panom – dodaje ona, nadal tym samym ironicznym tonem.
- Dzień dobry – mówi Kristoff. Ma nadzieję, że kobieta nie słyszała, jak zwraca się zdrobniale do swojego renifera. – Z góry uprzedzam – my jesteśmy handlarzami lodem, a nie biurem podróży.
Sven prycha, jakby potwierdzając słowa swego pana.
- Dokąd jedziecie? – pyta kobieta, jakby nie usłyszała.
- W stronę Lodowych Pól – odpowiada Kristoff.
- Po drodze jest chyba spore miasteczko.
- Reisen, ale nie zajeżdżamy tam – Kristoff zastanawia się, dlaczego kontynuuje tą rozmowę. Chyba ze względu na tę rękojeść, a raczej to, co jest do niej przyczepione. Kobieta najwyraźniej domyśla się, co się dzieje w jego umyśle. Wyciąga miecz. Ostrze błyszczy w słońcu, wycelowane w stronę Kristoffa i Svena.
- A ja sądzę – stwierdza - że jednak tam zajrzymy.
- Masz – nim tajemnicza dama, jak w myślach nazywał ją Kristoff, znika w zaułkach Reisen, wciska handlarzowi lodem kilka monet w dłoń.
Kristoff nie odpowiada. Czuje ulgę, że ta dziwna przygoda tak szybko się kończy.
Sven prycha.
- Co za baba – tłumaczy Kristoff i uśmiecha się.
- Taa, racja. To może przejdziemy się i poszukamy klienteli?
Szybko okazuje się, że w Reisen nikt nie potrzebuje ich usług.
- Facet, ty naprawdę myślisz, że my chcemy lodu? – pyta z sarkazmem właściciel lokalu „Rozgrzewające potrawy”.
- W menu macie całkiem sporo chłodnych napoi… – zauważa ostrożnie Kristoff, zerkając pospiesznie na muskuły rozmówcy. Po chwili ląduje w zaspie przed drzwiami.
Sven pochyla się nad nim i liże w polik.
- I jak? – tłumaczy Kristoff automatycznie.
- Kiepsko.
- Rozumiem.
Grupka rówieśników patrzy na Kristoffa jak na wariata.
- Spadamy, Sven. Nie znoszę takich skupisk ludzi – mówi handlarz lodem.
Już prawie wyjeżdża z miasta, gdy nagle słyszy z tyłu:
- Hej, zaczekaj!
Kristoff odnotowuje, że to głos męski i odwraca się.
- O co chodzi? Tak, to ja handluję lodem – mówi, licząc na zdobycie kolejnego klienta. Mężczyzna ma kręcone, brązowe włosy, orli nos i z czterdzieści lat na mocnym karku.
- Nie to mnie interesuje. Chodź. I nie zadawaj pytań – odpowiada tajemniczy mężczyzna i kieruje się w boczną uliczkę miasta.
Kristoff zerka na Svena.
- Dobra, idę – te słowa Kristoff kieruje głównie do siebie i Svena.
Idą krótko, a cel to niewielki dom na obrzeżach miasta. Brunet wchodzi do niego, wcześniej dając Kristoffowi znak ręką, by wszedł za nim.
Korytarz jest niski i ciemny, a drzwi do reszty domu…
- Uważaj, tu jest...
- Auć!
- …Nisko.
Pokoik za korytarzem okazuje się mały i niski. Tapeta odpada od ścian, między którymi na nierównej podłodze stoją dwie nadgryzione zębem czasu kanapy i niewielki stół, z odłamanym rogiem.
- Usiądź.
Kristoff ostrożnie wykonuje polecenie.
Po chwili ciężkiej ciszy przez boczne drzwi do pokoju wchodzi staruszka. Jej długie, rzadkie włosy w kolorze srebra okalają pomarszczoną twarz.
- Witaj, Kristoff – kiedy mówi, widać, że zostało jej tylko kilka zębów.
- Skąd wiesz jak mam na imię?
- Wiem, wiem – staruszka uśmiecha się i siada na drugiej sofie. – A ty powinieneś wiedzieć trzy inne rzeczy – ścisza głos. – Nadchodzi niebezpieczeństwo. Pamiętaj, kim jesteś. Nie tylko siła magii się liczy, ale też sposób jej wykorzystania. To tyle, idź - ostatnie słowa staruszka szepce najciszej, jak się da. Potem wychodzi przez boczne drzwi.
Kristoff ledwo zauważa, że po raz drugi uderza głową w futrynę. Żałuje, że tym razem nie było przy nim Anny. Już ona by z tych ludzi wszystko wyciągnęła.
Na zewnątrz Sven spogląda na niego ze współczuciem.
- Wariatkowo, Sven. Spadajmy, bo jeszcze się znajdzie ktoś, kto chce ze mną pogadać. I to nie handlu lodem.