6. Północ
- Roszpunko, czy to aby na pewno jest dobry pomysł? – jęczy po raz setny Julian.
Pascal natychmiast zaczyna się do niego przymilać, a do swej odwiecznej przyjaciółki wystawia długi, lepki język.
- Tak, wręcz doskonały – odpowiada Roszpunka.
Boże – myśli Julian – ona na serio zamierza gnać do północnych krain by uratować świat. Naszą patelnią.
- A ty Maksiu? Przecież nie stchórzysz, prawda? – Roszpunka przeciąga na swoją stronę Maksa, który słysząc o tchórzostwie jest gotów zaatakować kilka armii.
Ratunku - myśli Julian.
Wszędzie ciemność. Gdybyśmy się w nią uparcie wpatrywali, dostrzeglibyśmy konary drzew, odcinające się od jaśniejszego nieba . Wśród drzew znajduje się dróżka, dość szeroka, ale bezpiecznie ukryta między gałęziami. Zna ją niewielu – paru handlarzy lodu i domokrążców nękających klientów ofertami sprzedaży cudownych rondelków, butów i innych takich.
Kiedy tak sobie snujemy rozważania, ścieżką przejeżdżają sanie. Ciągnięte przez renifera, za pasażerów mają dwoje ludzi.
- To na pewno bezpieczna ścieżka? – pyta Elsa. Powstrzymywała to pytanie długo.
- Na pewno – odpowiada Kristoff i skręca w lewo.
Jadą. Chmury odsłaniają księżyc i widoczność nieco się poprawia.
Nagle Sven staje.
- Coś się stało? – niepokoi się Elsa.
- No właśnie, Sven – Kristoff staje obok renifera, który prycha i odwraca głowę.
- Wyczuwa niebezpieczeństwo – ocenia Kristoff – czy na pewno…
- Tak, na pewno chcę tam iść.
- Na szczęście do Doliny Żywej Skały jest niedaleko – stwierdza Kristoff i wsiada na sanie.
Podczas przekraczania wyczutej przez Svena granicy nic niezwykłego się nie dzieje.
- Ja jej ufam – po raz setny powtarza Anna. Ludzie zebrani na dziedzińcu zamku nieco się uspokajają. Najlepiej rozluźnianie atmosfery wychodzi Olafowi, zaczepiającemu wszystkich z rozbrajającym uśmiechem.
Anna jednak zupełnie nie czuje się spokojna. Boi się o siostrę, Kristoffa i Svena. Jadą już całą dobę. Do tego o północy granica terenów przejętych przez czarnoksiężnika po raz kolejny się przesunęła… Nieobecna duchem, wpada na kogoś.
- Przepraszam – mówi od razu.
- Ależ nie ma za co – odpowiada Hans.
- Co ty tutaj robisz?!
- To nie wiesz? Próbuję udowodnić, kim naprawdę jest twoja siostra – odpowiada.
- Czarownicą! Wiedźmą! – wrzeszczy Arcyksiążę von Szwądękaut, pojawiając się niespodziewanie.
- Otóż to – odpowiada Hans z podłym uśmiechem.
- Wynoście się stąd albo pożałujecie – atakuje Anna.
- Co nam niby zrobisz? Jest tu sporo osób, które nas popierają.
- Potwór! Diablica! - rozkręca się Arcyksiążę.
Anna odwraca się i idzie. Po namyśle odwraca się.
- Co ty właściwie kombinujesz, Hans? – zadaje pytanie spokojnym głosem.
- Ja? Nic, chcę tylko, by lud poznał prawdę.
- A ja sądzę, że twym celem jest znów władza.
- Co za odkrycie!
- Cześć – podchodzi do nich Olaf. Od razu rozpoznaje Hansa – AAAAAaaaaa – wrzeszczy, uciekając.
Hans wygląda na co najmniej zaskoczonego. Szybko jednak przybiera zwykłą minę.
- Więc? Do czego niby zmierzasz? – „niby” stało się ulubionym słowem Hansa. Takie krótkie i protekcjonalne.
- Do tego, że to niezbyt mądre, próbować przejąć władzę w krainie, której grozi rychłe przybycie piekielnie silnego czarnoksiężnika – Anna natychmiast uznaje, że mogła to wszystko sformułować o wiele lepiej.
- Tak? – Hans nadal nie zdradza żadnych emocji.
- Ponadto jestem gotowa zaryzykować i jednak wtrącić was do lochu.
- Czyżby?
- A, jeszcze jedno. Powinieneś się zająć grą w pokera – Anna odchodzi, licząc, że już kompletnie zniechęciła Hansa do pobytu w Arendelle.