Bez większego wstępu - kolejna część.
Śniadanie przebiegało w milczeniu. W końcu odezwała się Anna
- Elsa, doczytałaś już...
-Co?
-No wiesz...
-A tak. W lasach Nasturii jest ukryty złoty miecz, którym mamy go zniszczyć, ale... Jego pierwszym celem ma być ten miecz, więc po śniadaniu natychmiast jedziemy.- sprostowała Elsa
-Ale fajnie! A Kristoff...?
-Same nie damy sobie rady.
Po kilku minutach jechali już na koniach.
-Elsa, a czy po drodze jest Korona? - zapytała księżniczka. Elsa odpowiedziała jej spojrzeniem.
-Anno - przymknęła oczy - od początku traktujesz tę sytuację nie na poważnie. A to jest poważne. Sama widzisz w co się wpakowałyśmy. I teraz proszę cię, chociaż raz bądź poważna, dobrze?
-Dobrze...- Anna spuściła głowę . Dalej jechali w milczeniu. Wzrok Elsy był nieobecny, a twarz zmartwiona. Anna patrzyła w las. Kristoff jechał sztywno.
-Dojechaliśmy. To tutaj.
-No to co robimy?
-Kristoff, w lesie powinien być miecz. Znajdź go i szybko wracaj.
-Ale jak mam go rozpoznać?
-... Dużo mieczy znajdujesz w lesie? - Kristoff poleciał do lasu.
-No a my Anno jedziemy do pałacu.
-Myślisz, że nas dobrze przyjmą? Po tym co się stało...
-Po tym co się stało, powinni przyjąć nas z otwartymi ramionami!
Wjechały. Nasturia wyglądała pięknie. Stragany ozdobione kwiatami, ludzie byli wesoli, a każdy pan uchylił czapki i powiedział Annie i Elsie "Dzień dobry!".
-Anno, zabaw się, a ja idę do króla
-Uważaj na siebie! - Krzyknęła za nią Anna. Przywiązała do płotu konie i poleciała na targ.
Nie wiem co więcej napisać, więc dodaję taki, a next'a dodam w piątek lub sobotę. (Jutro mam test z anglika, robimy plakan na polskim, więc trzeba się pouczyć :( )