-Dlaczego się zatrzymałeś? - zapytała gdy Lambert zsiadał z konia - Do miasta już niedaleko.
-Poczekajmy do zmierzchu. - odpowiedział spokojnym tonem - Lepiej żebyśmy nie rzucali się w oczy.
-Pewnie masz rację. - powiedziała gdy nagle usłyszała szelest za plecami. - Słyszałeś coś?
-Przepraszam, państwo też wyjeżdżają ze stolicy? - zapytał mężczyzna wychodzący zza drzew. Był niskiego wzrostu, miał krótkie, brązowe włosy, pulchną twarz i był dość otyły.
-Zależy kto pyta. - odpowiedział Lambert nadal trzymając w dłoni nóż.
-Nazywam się Emil Gaventi. Jestem, to znaczy byłem członkiem rady królewskiej Arendelle. Teraz zajmuję się organizacją obozu dla uchodźców. Jeśli państwo chcą, mogą do nas dołączyć.
-Dziękuję za troskę Emilu, ale nie możemy skożystać. - powiedziała Elsa zdejmując kaptur.
-Królowa! - ukłonił się nisko - Dzięki bogu! Ludzie powiadali że nie żyjesz!
-Uspokuj się człowieku! - Lambert rozejrzał się nerwowo dookoła - Zaraz wszystko nam opowiesz tylko zejdźmy z drogi.
-Od czego tu zacząć... - radny zastanowił się chwilę gdy dotarli do obozu - O ataku Weselton już słyszeliście?
-Obiło się nam o uszy.
-Powiem jedno - to była istna rześ! Przez kilka godzin żołnierze dzielnie odpierali kolejne ataki napastnika. Potem wybuchł pożar, a od strony gór nadeszła armia ludzi z Dorzecza. Początkowo myśleliśmy, że jako sojusznicy przybyli by nam pomóc, ale okazało się inaczej. Wszędzie słychać było krzyki, jęki i błaganie o litość, a po chwili nastała cisza. Każdy, kto ruszył tego dnia do obrony miasta, leżał na ulicy w mieszaninie błota i krwii. Wielu mieszkańców uciekło gdy miało taką okazję, lecz po bitwie wróg otoczył miasto tak, by nikt nie mógł się ani dostać, ani wydostać. Dopiero po kilku dniach ludzie wyszli z domów. Najpewniej dlatego, że nie mogli już znieść odoru zgnilizny. Tak czy inaczej, pochowali ciała i życie powoli zaczęło wracać do normy. Ponoć powstał nawet jakiś ruch oporu w okolicach portu.
-Ruch oporu? - przerwała radnemu Elsa - Co o nim wiesz?
-Szczerze mówiąc, niewiele. Zajmują się pomocą najciężej poszkodowanym i od czasu do czasu pozbędą się jakiegoś patrolu. Wiem jedynie że zrobili się bardziej aktywni, kiedy miasto opuściła większość wojska. Wtedy też wielu ludzi postanowiło spróbować uciec z miasta, jak my na przykład. Niestety, nie wszystkim się udało.
-To była informacja jakiej potrzebowaliśmy. - powiedział Lambert - Miło się rozmawiało, ale czas nagli.
-Zaraz, chyba nie zamierzacie jechać do stolicy?
-Niestety tam właśnie zmierzamy. - odpowiedziała mu Elsa - Dziękuję że opowiedziałeś nam to wszystko. Żegnaj Emilu.
-Żegnaj królowo.
-Słyszałaś co powiedział? - spytał Lambert gdy już dotarli do traktu. - Wojsko wyruszyło z miasta.
-To chyba dobrze dla nas.
-Niekoniecznie. Mam co do tego złe przeczucia.