Co siostra, nie podoba ci się rola opiekunki? - uśmiechnął się do blondynki gdy przechodzili do kolejnej kryjówki.
-Skup się na zadaniu Crys! - odpowiedziała mu, posyłając groźne spojrzenie - Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, że właśnie w tej chwili, w naszym domu umiera królowa!
-Oj zażartować już sobie nie można? - powiedział, widząc że Ravella jest w złym humorze - Nie zastanawia cię, dlaczego generał kazał nam iść za tym typem?
-Rozkaz to rozkaz. Nie wnikam w szczegóły.
-Jak uważasz. – wzruszył ramionami - Czy przypadkiem nie idziemy w blokady portowej?
-O nie. - powiedziała gdy zdała sobie sprawę co nieznajomy planuje - Musimy go powstrzymać!
-Czekaj! - chwycił ją za ramię - Chcę to zobaczyć.
_________________________________________________________________________________________________________________
Szedł raźnym krokiem w stronę blokady. Nie miał żadnego konkretnego planu - po prostu chciał odreagować. Były dowódca gwardii królewskiej przysypiał oparty o ścianę, lecz gdy dostrzegł nadchodzącą postać natychmiast oprzytomniał i podszedł do obcego.
-Kto idzie?
-Emyr Relis, pamiętasz?
Zanim do żołnierza dotarło o co chodzi, poczuł chłodny dotyk stali na szyi.
-Błagam zlituj się!
-Wasz człowiek nie okazał litości. - odpowiedział mu Lambert, po czym poderżnął mu gardło.
Rozległ się dźwięk dzwonów. Z posterunku wyszło sześciu przeciwników : jeden z krótką szablą i tarczą, jeden z kuszą, dwóch z włóczniami i dwóch uzbrojonych w długie, dwuręczne miecze. Lambert szybko przeanalizował sytuację i rzucił trzema nożami. Jeden dosięgnął kusznika, a pozostałe dwa wbiły się w tarczę szarżującego napastnika. Lambert uniknął ciosu szabli i ciął przeciwnika w wychyloną rękę. Z rany wytrysnęła krew. Ranny żołnierz wypuścił broń z ręki i zaczął się wycofywać. Nie uszedł daleko, ponieważ Lambert podbiegł i z wyskoku wbił mu sztylet w czaszkę. Teraz zostało już tylko czterech. Do ataku ruszyli miecznicy wykonując serię silnych i szerokich ciosów. Kusznik unikał kolejnych ataków, aż zobaczył wychylającego się z okna posterunku łucznika. Odskoczył w bok, tak, że nadlatująca strzała trafiła jednego z wojowników. Drugiemu wbił sztylet w pierś i poderżnął gardło. Zanim łucznik wycelował drugą strzałę, Lambert zdążył odpiąć od pasa kuszę i z niej wystrzelić. Zabił już pięciu. Zostali już tylko dwaj włócznicy. Widząc, że jeden ze sztyletów ugrzązł w puklerzu, postanowił rzucić drugim w przeciwnika i podnieść z ziemi długi miecz. Wolnym krokiem okrążał ostatniego żyjącego wroga, czekając aż ten zaatakuje. Gdy tamten to zrobił, Lambert odbił grot i ciął wzdłuż drzewca, odcinając żołnierzowi palce. Ranny upadł na kolana wrzeszcząc z bólu. Wtedy kusznik chwycił mocno miecz i tnąc z obrotu, odrąbał ostatniemu głowę. Przez chwilę stał nad zwłokami, z zakrwawionym mieczem w dłoni, by złapać oddech. Rozejrzał się dookoła, upewniając się czy nie ma więcej żołnierzy w pobliżu. Otarł twarz z potu i krwi, a następnie klęknął próbując wyciągnąć sztylety z ciał.
-Może byście pomogli zamiast stać i się gapić?
-Skąd wiedziałeś że tu byliśmy? - zapytał zmieszany młodzieniec.
-Słyszałem jak generał kazał wam iść za mną. - odpowiedział Lambert - Ty jesteś Cryston, a to jest Ravella, mam rację?
-Tak. - powiedziała blondynka - Powiesz dlaczego to zrobiłeś?
-Nie wiem, tak po prostu.
-Tak po prostu wyszedłeś i postanowiłeś zabić żołnierzy z posterunku?
-Poszedłem na spacer, pozbyłem się kilku zdrajców, a teraz pójdę dalej. - odpowiedział w końcu wyciągając sztylety - Chyba że mnie spróbujecie powstrzymać.
-Może pójdziemy razem? - zaproponował Cryston - Widzę że do portu przybija nowy statek. To może być dobra okazja do pozbycia się kilku Weseltończyków.
Szli w stronę statku, gdy spostrzegli żołnierza kłucącego się z rudowłosą dziewczyną. Kilka metrów dalej dwóch strażników prowadziło gdzieś blondyna zakutego w kajdany.
-Zajmijcie się tamtymi dwoma. - polecił Ravelli i Crystonowi, po czym zaczął zakradać się do żołnierza.
-Proszę opuścić port i przestać sprawiać problemy, bo inaczej także i ty zostaniesz aresztowana! - krzyczał żołdak, grożąc dziewczynie pięścią. - A tylko spróbuj... - nie dowiedziała się o co mu chodziło, ponieważ Lambert znalazł się za plecami żołnierza i podciął mu gardło.
-Lambert! - pisnęła dziewczyna ze szczęścia i trochę z przerażenia.
-Witaj Anno.
-Pomóż Kristoffowi oni... - odwróciła się i zobaczyła jak blondynka dobija ostatniego z żołnierzy.
-Anno, Kristoffie to są Cryston i Ravella. Są z ruchu oporu. - wyjaśnił Lambert gdy byli już razem.
-Miło poznać. - powiedział Kristoff.
-Skoro ty tu jesteś, Elsa też tu jest tak? - zapytała martwiąc się o siostrę.
-Ona, jakby to powiedzieć... - urwał szukając odpowiedniego słowa - Ech.. po prostu chodź za mną.