Następnego dnia Kristoff zabrał Svena na spacer poza mury twierdzy. Byli tam już od kilku godzin, gdy nagle renifer zaczął się dziwnie zachowywać. Co kilka kroków zatrzymywał się i nerwowo rozglądał.
-Możesz powiedzieć o co ci chodzi? - zapytał w końcu Kristo, na co renifer odpowiedział dwoma parsknięciami - Jestem cicho, to ty się dziwnie zachowujesz! - widział że Sven już zamierza coś powiedzieć, gdy nagle usłyszeli donośny śmiech gdzieś dalej w głębi lasu. Renifer spojrzał w tamtą stronę a później na niego wzrokiem mówiącym "a nie mówiłem" - Dobra, chodźmy. Przeszli ostrożnie przez gąszcz drzew, aż w końcu znaleźli się na skraju polany. Zatrzymali się kilkanaście metrów od ogniska, przy którym siedziało dwóch mężczyzn w ciemnozielonych tunikach i płaszczach. Siedzieli i śmiali się, jedząc upolowanego i upieczonego dzikiego prosiaka. Kristoff miał wrażenie, że kiedyś już widział kogoś takiego ale nie mógł sobie w tej chwili przypomnieć.
- I pomyśleć że już niedługo będziemy tak jadać codziennie, jak królowie! - krzyknął jeden biorąc długi łyk wina z bukłaku.
-Spokojnie Martines. - powiedział drugi - jeszcze nie wykonaliśmy zadania a ty już a nagrodzie prawisz.
-A czemu nie? Przecież prościzna, jutro wchodzimy ty idziesz za jedną, ja za drugą, pyk, pyk - pokazał jakiś gest rękoma - i sprawa załatwiona!
-Oczywiście, tylko zapomniałeś chyba że potem trzeba będzie uciec, a z tym może być problem jeśli nadal łazi z nimi ten dziwny facet. Chyba pamiętasz jak załatwił Rakmara i Balena.
-Nie musisz mi przypominać! Tamtej nocy, gdy porwał Balena, załatwił nas jak jakąś pijaną hołotę.
-Właśnie. - przytaknął doglądając swojego łuku - Dlatego powinniśmy najpierw się jego pozbyć. Gdybyśmy tak po prostu załatwili dziewczyny i uciekli to na pewno by nas ścigał, a tego wolę uniknąć.
-A co z kochasiem księżniczki? - zapytał Martines.
-On nie stanowi dla nas zagrożenia. - odpowiedział łucznik - Idź już lepiej spać. Do zamku musimy wjechać przed świtem.
Teraz już rozumiał kim byli ci dwaj. Ostrożnie wycofali się, a gdy byli już wystarczająco daleko Kristoff wsiadł na Svena i pognali w stronę zamku. Wpadli przez bramę do środka i natychmiast polecieli dalej by ostrzec pozostałych. Zatrzymali się na placu, gdzie Anna ćwiczyła strzelanie z łuku. Kristo pospiesznie zsiadł z renifera i zdyszany podbiegł do niej
-O hej! Tu jesteś, spójrz jak strzelam! - powiedziała sięgając do kołczanu po kolejną strzałę.
-Nie ma czasu... - przerwał bo musiał złapać oddech - Biegnij powiedzieć siostrze...
-Co mam jej powiedzieć?
-Dwaj mężczyźni, w zielonych tunikach...
Nie musiał kończyć, dobrze wiedziała co to oznacza, pamiętała. Upuściła łuk i pobiegła najszybciej jak mogła by znaleźć siostrę. Nie było jej ani w pokoju, ani w kuchni, ani nawet w salonie, w którym spędzała większość czasu. Dopiero gdy przebiegała przy balkonie zobaczyła ją rozmawiajęcą z Lambertem.
-Dobrze że jesteście. - powiedziała gdy tylko do nich doszła - Kristoff ich widział!
-Widział kogo? - Elsa nie rozumiała o co jej chodzi.
-Pamiętasz tego mężczyznę z portu, zielona tunika, prawie cię zabił. Kristoff właśnie przyjechał i twierdzi że widział takich dwóch.
-Musimy się zbierać - powiedział Lambert - Biegnijcie się szykować, ja porozmawiam z waszymi dziadkami.
O godzinie dwudziestej pierwszej wszystko było gotowe. Zapakowali prowiant na kilka dni, pożegnali się z lordem Albertem i lady Natalią, po czym wyruszyli przed siebie.