Kraina lodu Wiki
Ten blog użytkownika jest częścią fanonu Kraina lodu Wiki. Informacje tutaj zawarte mogą, lecz nie muszą pokrywać się z wydarzeniami z filmu. Mogą jednak zawierać spoilery.

Jak już wynika z tytułu, wracam z opowiadaniem :D Strasznie się cieszę, naprawdę :)

Jednak od razu muszę powiedzieć, o warunku, jaki sobie ustaliłam (chyba tak się mówi, no nie?). Ze wzgęlu na szkołę (3 gimbaza i straszenie przez nauczycieli egzaminem) i moje obowiązki, wpisy nie będą dodawane za często, tzn. MIN. 1 WPIS NA MIESIĄC. Naprawdę przepraszam, ale moje życie nie kręci się tylko wokół opowiadania. 

We wrześniowym wpisie chciałam umieścić coś dla fanów Czkawki (tak, zaczęłam używać polskiego imienia, bo, czemu nie właściwie?). Będzie to napisany przeze mnie one-shot o tematyce parringu Czkastrid/Hiccstrid, jak kto woli. Akcja będzie się toczyć w realiach opka "Heart of Dragon", lecz rok przed przeprowadzką Anny i Elsy do Saltedherring, dlatego wybaczcie, że nasze bohaterki nie będą tam występowały. (Tiaaa, publikować nie-frozenowskie opowiadanie, na frozenowskiej wikii...). 

A i jeszcze taka jedna uwaga. Jestem cholernie słaba, jeśli chodzi o pisanie romantycznych historii, to moja pięta achillesa, więc proszę o wyrozumiałość. M. in. dlatego napisałam togo one-shota, żeby poświczyć, bo moja BFF prosiła mnie o napisanie czegoś miłosnego, a mi to niezbyt wychodzi. No, ale czego nie robi się dla przyjaciół?

"Every Friday"

Czkawka

Jedną z zalet mojego kalectwa jest "wieczne" zwolnienie z wf-u. Nie, że nie przepadam za wysiłkiem fizycznym. Lubię sobie czasem polatać na Szczerbatku, lub pościgać jakiegoś potwora, ale żaden ze mnie maniak treningów z bronią. Nie płaczę jednak, gdy ktoś każe mi przebiec pięć kółek na rozgrzewkę. Ale jak mam być już szczerym, to cieszę się, że nie muszę ćwiczyć pod okiem trenera Shanga, nauczyciela wf-u chłopaków w naszym liceum. Gostek jest weteranem wojny w Wietnamie, Afganistanie i Bóg jeden wie gdzie jeszcze. Jego lekcje to katorga. Rozgrzewka przypomina taką, jaką mają w wojsku, a gra zespołowa bitwę na śmierć i życie. Uroczo, nie? Dlatego, gdy mamy wf, z radością zajmuję miejsce na trybunach  z notatnikiem lub książką w ręce.

-Siema jednonogi!-usłyszałem za sobą.

Tylko jedna znana mi osoba mogła mnie tak przywitać. Ona, lub Jack, który teraz z przechodził najgorsze cierpienia w swoim zyciu, robiąc pompki i słuchając wiązanki jaki to z niego leń śmierdzący i guguś, oraz, że na polu bitwy nie przeżyłby ani minuty. 

Spojrzałem urażonym wzrokiem na dziewczynę z burzą rudych, gęstych kręconych włosów, ubraną w za dużą flanelową koszulę i dziurawe jeansy oraz glany.

-Nie wytrzeszczaj swoich pięknych oczu Czkawka!-powiedziała donośnym i śmiałym tonem-Szczerbatkowi o wiele lepiej to wychodzi.- zrzuciła plecak z książkami na ziemię, tak, że nieźle huknęło, a sama zwaliła się na krzesło obok mnie.

-Nie masz wf-u?-zapytałem.

-Mam.-powiedziała-Ale jest basen i nie ćwiczę. Flegma nieźle się wkurzyła, jak jej pokazałam karteczkę. Normalnie myślałam, że dym jej z uszu pójdzie, ale ona tylko powiedziała, że mam iść w cholerę, no to przyszłam tu.-wzruszyła ramionami. 

Już chciałem się zapytać czemu nie ćwiczy, ale wydało mi się to oczywiste, a nie chciałem jej denerwować. Tak, Meridy lepiej nie denerwować. Pod tą maską usmiechu i dowcipu, kryje się prawdziwa furia. Serio. 

-Jak się cieszę, że dzisiaj piątek!-powiedziała patrząc jak chłopacy grają w kosza.

-Piątek?-jak ten czas szybko leci.

-No, piątek, piąteczek, piątunio!-po czym zaśmiała się na widok wywrotki Jacka tuż przed koszem, po czym zaczęła rysować sobie strzały na dłoni, długopisem, który podprowadziła mi z plecaka pod moją nieuwagę.-Jakie masz plany?

-A nic ciekawego.-wzruszyłem ramionami z neutralną miną-Po szkole wpadnę do ksiągarni, sprawdzić, czy moje repetytorium do geografii już doszło, a potem wpadnę do HoD.

-A, czyli to co zwykle?-zamknęła mój długopis i wsunęła go do jednego z glanów.-W kolejny piątek chcesz iść i gapić się na Astrid, jak bawi się toporem?

-Co?-poczułem, jak rumieniec wylewa mi się na twarz.-Nie, po prostu...

-Po prostu zabujałeś się, ale boisz się jej to wyznać, więc zamierzasz się rumienić jak Punzie, gdy Julek zdejmuje koszulkę?

-Nie! Po prostu...- kurka, wodna, Czkawka, wymyśl coś, no dalej!-Bardzo dobrze mi się tam myśli. Na arenie.-spuściłem nerwowo wzrok.

-Tia, oczywiście...-jej głos aż przesycony był ironią.

-Wiesz, co?-fuknąłem wyraźnie poirytowany, a w tym momencie zabrzmiał dzwonek na przerwę, więc wpakowałem szkicownik do torby, po czym wstałem.

-No, słucham? Wyktrzuś to z siebie, zakochana złośnico.-powiedziała z bestroskim uśmiechem, nadal siedząc na krześle, w sumie mamy jeszcze jedną godzinę wf-u. 

W głowie kotłowało mi się sporo myśli. Co ona sobie w ogóle wyobraża? Przecież jestem w sytuacji beznadziejnej, a ona zamiast mnie zrozumieć, śmieje się. Jak zawsze. Merida nigdy nie umiała wyczuć powagi sytuacji.

-Miłego weekendu.-powiedziałem ostro, ledwo panując nad głosem.

Po czym wyszedłem z sali gimnastycznej, nie dbając nawet o odzyskanie własnego długopisu.

&&&&&&&&&

Astrid

-Jak tam się pływało?

-Normalnie.-wzruszyłam ramionami i usiadłam na trybunach obok mojej jedynej kumpeli.-Flegma chce mnie wziąć do drużyny reprezentacyjnej. 

-To idź. Co ci szkodzi?

-Jest jeden problem.-powiedziałam sprawdzając godzinę na telefonie. Pięć minut do przerwy.

-Treningi są w piątki. A w piątki jestem zajęta.

-Daj spokój!-Merida przewróciła oczami- Niby czym? Popisywaniem się toporem przed Czkawką?

Na te słowa poczułam jak krew zagotowywuje się w moich żyłach. Co jej do tego? Ja zawsze trenuję w piątek. W każdy piątek. Natomiast Czkawka rysuje na trybunach Areny. W każdy piątek. Zwykły zbiego okoliczności. 

-Naprawdę myślisz, że to przypadek, Astrid?-rudowłosa zdawała się czytać mi w myślach.- Posłuchaj, jaki chłopak siedzi w piątkowy wieczór na trybunach, gdy trenuje tam tylko jedna osoba?

-A tak właściwie, to czemu się tak tym przejmujesz, co?-warknęłam. Każdy normalny zwiałby gdzie pieprz rośnie, gdybym się tak do niego odezwała. No cóż, reputacja zimnej bitches robi swoje. Ale Merida nie była normalna. 

-Po prostu uważam, że powinnaś mu wreszcie powiedzieć, co do niego czujesz.

-Myślisz, że to takie łatwe?-zciszyłam głos, dostatecznie go wyziębiając.

-Hej, nic takiego nie mówiłam, ale znam cię i uważam, że lubisz wyzwania.

Powiedziała za dużo. Zdecydowanie za dużo. 

-Przykro mi, ale się najwyraźniej pomyliłaś.-wstałam i szybkim krokiem opuściłam salę, mając ochotę coś rozwalić.

Gdy potem trenowałam na Arenie w HoD, trzymając topór w ręku, zobaczyłam, że Czkawka siedział na trybunach ze szkicownikiem i ołówkiem. Jak długo tam był, nie narysował niczego.

&&&&&&&&&

Merida

Miałam dosyć wszystkiego. Pokłucić się w jeden dzień z dwójką twoich przyjaciół? Proszę bardzo!

Cholerne obietnice!

Ze złości kopnęłam kamyk leżący na mokrym od paskudnej ulewy chodniku. Chodnik nie był jedynym poszkodowanym. Należeli do nich także mój plecak ze wszystkimi podręcznikami i zeszytami, moimi włosami, no i ubraniami. Prawie że wszystko nasiąknęte było wodą. Na domiar złego, od strony morza zaczął wiać paskudny wiatr, którego siłę określiłam na mniej więcej pięć w skali Beuforta. Owinęłam się ciaśniej skórzaną kurtką. Będę chora. Na stówę.

Mam nadzieję, że nie tak jak wtedy, gdy wpadł do mnie Czkawka i zamówiliśmy pizzę, a potem... no tak, potem powiedział mi, że się buja w Astrid. I co zrobiłam ja, jako dobra przyjaciółka? Obiecałam oczywiście, że nikomu nie powiem, a już zwłaszcza Astrid. 

Nie minął tydzień, jak miałam misję z Astrid, a tam ona mi powiedziała, że co, że zakochała się w Czkawce. Musiałam niestety milczeć, no i obiecać, że nikomu nie powiem. Zwłaszcza jemu. 

No, i do czego to doprowadziło? Do tego, że chodzą sobie to gołąbeczki w każdy piątek na Arenę, żeby pozerkać na siebie ukradkiem, zamiast spróbować działać. Najbardziej jednak dobijał mnie fakt, że nie mogę im w żaden sposób pomóc.

Pokręciłam głową, a zaraz potem kichnęła. Gdy byłam już blisko domu, czułam drapanie w gardle.

Mimo wszystko nie wiem, przez co się pochoruję najpierw. Przez deszcz, czy przez te ich piątki.

#KONIEC#