Cześć wam :)
Pamiętacie jeszcze moje opowiadanie o Hansie?
Faktem jest, że pierwszy rozdział dodałam tak dawno, że macie prawo o nim zapomnieć ;)
Ale nie myślcie sobie, że zaprzestałam pisanie. Nie poddaję się tak łatwo XD
No cóż, byłam trochę zajęta, nia miałam czasu na pisanie... To znaczy, może miałam, ale na ten rozdział nie miałam pomysłu... W międzyczasie napisałam początek trzeciego i mam pomysły na kilka kolejych, ale gdy miałąm pisać drugi... Pustka w głowie o.O
Ale w końcu natcnęła mnie ta genialna pogoda, którą mam od kilku dni za oknem...
***
Rozdział II – Burza
Siedział na miękkim wzorzystym dywanie w jego pokoju. Ściskając w dłoni drewnianą figurkę księcia na białym koniu, wymachiwał zabawką w powietrzu. Lubił wyobrażać sobie, ze to on jest dzielnym, przystojnym księciem, którzy nie zważając na niebezpieczeństwa ratował piękną, uwięzioną w wysokiej wieży księżniczkę. Lubił wyobrażać sobie, ze jest bohaterem, którzy nie boi się nikogo ani niczego…
Prawda jednak była inna… Bał się zbyt wielu rzeczy, żeby mógł nazywać się bohaterem.
Bał się ciemności, nietoperzy, burzy, ale najbardziej bał się jego starszych braci. Nie wszystkich, ale większości z nich.
Za każdym razem mu dokuczali. Szukali byle pretekstu, żeby z niego szydzić. A on, jak mały, nie-bohaterski chłopiec musiał tego słuchać. Nie potrafił w żaden sposób zareagować. Był w stanie tylko schować się we własnym pokoju.
Nagle usłyszał huk. Odruchowo upuścił figurkę, która wylądowała bezpiecznie na dywanie.
Podniósł się z podłogi i podszedł do okna. Niebo, na którym jeszcze przed godziną nie było ani jednej chmurki, stało się ciemne. Słonce ukryło się za niemal granatowymi, kłębiastymi obłokami.
Na tle chmur ukazała się błyskawica.
Hans odskoczył wystraszony od okna. Jedna z najstraszniejszych według niego rzeczy. Serce omal nie wyskoczyło z jego piersi.
Starał się uspokoić oddech, jednak usłyszał kolejny grzmot. Podbiegł do drzwi, po czym chwytając za klamkę wybiegł na korytarz.
W pośpiechu nie zauważył swoich braci, którzy zmierzali w przeciwnym kierunku.
- A dokąd to się nasz najmłodszy braciszek wybiera? – zawołał z lekką drwiną Andrew.
Hans zatrzymał się i niepewnie odwrócił się w kierunku braci.
- Chciałem pójść do mamy – wymamrotał niechętnie.
- Do mamy? - kpiąco zaśmiał się Damien – Czyżby ktoś tutaj bał się burzy?
- Oj, przecież burza jest tka straszna! – Derek teatralnie przyłożył dłoń do czoła – Te huki i błyski!
- Coś mi mówi chłopcy, że mamy w rodzinie tchórza – Andrew skrzyżował ramiona.
- Ja się wcale nie boję – Hans tupnął nogą.
Jednak gdy Andrew podszedł bliżej niego, zrobił kilka kroków w tył. Był co najmniej dwa razy niższy od brata. Chcąc spojrzeć na jego twarz musiał porządnie unieść głowę.
To, w jaki sposób wszyscy bracia górowali nad Hansem, budziła w chłopcu lęk.
Andrew spojrzał na młodszego brata, po czym uśmiechając się krzywo, skrzyżował ramiona.
- Pogódź się z tym, mały, nigdy nam nie dorównasz chowając się za mamą.
- Masz racje, bracie – odezwał się Derek – Ale przecież ktoś w rodzinie musi być cykorem…
Odeszli, szeptają coś między sobą, po czym zniknęli z oczu Hansa. Jednak nadal słyszał ich szyderczy śmiech.
Zwiesił głowę, po czym skierował swe kroki z powrotem do jego pokoju.
Wszedł do środka, pociągając nosem, po czym opierając się plecami o drzwi, zsunął się na podłogę.
Mieli rację, bał się nawet własnego cienia. Wzrok, który do tej pory utkwiony był na czubkach jego czarnych trzewików, przeniósł się na leżącą na dywanie figurkę rycerza.
- Jestem cykorem – chlipnął, wycierając nos o rękaw – Chciałbym być kiedyś kimś ważnym…
***
Rozdział krótki... I to nawet aż za bardzo -.-
Ale kolejne będą dłuższe... I będę umieszczałą je nieco częściej :)
Mam nadzieję, że mimo długości wam się spodobało ;)