Kraina lodu Wiki
Ten blog użytkownika jest częścią fanonu Kraina lodu Wiki. Informacje tutaj zawarte mogą, lecz nie muszą pokrywać się z wydarzeniami z filmu. Mogą jednak zawierać spoilery.

Tak jak obiecałam, wstawiam kolejny rozdział właśnie dzisiaj ;)

Myślę, że po tytule tego rozdziału dowiecie się, dlaczego dziś, a nie np. jutro XD

A teraz, bez dalszych wstępów, zapraszam do czytania...


_______________________________________________

Rozdział V – Dzień Matki

Wstał z łóżka wczesnym rankiem. Bardzo się spieszył, nawet przy ubieraniu się, stąd też miał wytłumaczenie na swój niechlujny wygląd. Darował sobie czesanie włosów i na bosaka wyszedł ze swojego pokoju. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że nawet służba jeszcze śpi. Było naprawdę wcześnie.

Dzień Matki był dla niego jednym z najważniejszych dni. Wtedy to mógł pokazać mamie, jak bardzo mu na niej zależy. Mógł podziękować jej za czas, który z nim spędzała, mimo iż nie zawsze mogła znaleźć dla niego chwilę. Jako matka trzynaściorga dzieci i również jako królowa poświęcała nieraz cały dzień obowiązkom i ciężkiej pracy.

Najciszej jak tylko potrafił wybiegł na dziedziniec. Stało tam mnóstwo donic, mniejszych i większych, z najróżniejszymi kwiatami. Jednak Hans wiedział, że tylko jedne z nic jego matka najbardziej lubi.

Krokusy. Zwłaszcza fioletowe. Doniczka z nimi stała pod ścianą, ukryta za wielką donicą czerwonych lilii. Przykucnął przed naczyniem i zaczął starannie wybierać najpiękniejsze kwiaty. Wyrywał je bardzo ostrożnie, aby nie uszkodzić żadnego z nich. Stopniowo powstawał mały, ale jakże urzekający bukiecik. 

Zwykle jego matka, służący, a w szczególności nadworni ogrodnicy nie pozwalali na zrywanie kwiatów z dziedzińca, ale Hans wiedział, że z takiej okazji nikt nie będzie się na niego gniewał. Chciał przecież tylko zrobić swojej matce przyjemność.

Słońce wyjrzało zza horyzontu. Zapowiadało się naprawdę piękny, bezchmurny dzień. Promienie słońca zaczęły wdzierać się na posadzkę dziedzińca i poczuł ich ciepło na placach.

Spojrzał na swój bukiet. Był z niego naprawdę dumny. Trzynaście małych, fioletowych krokusów, gdzieniegdzie ozdobione źdźbłami trawy.

Z szerokim uśmiechem na ustach wbiegł do zamku. Widocznie nie było go dłuższą chwilę, gdyż większość służby była już na nogach, a część z nich przygotowywała się do śniadania.

Jednak czuł potrzebę dodania do prezentu czegoś jeszcze. Bukiet był rzeczywiście piękny i czym prędzej wstawił kwiaty do wazoniku z wodą, aby nie zwiędły i postawił na szafce w swoim pokoju. Chciał wręczyć matce bukiet tuz po śniadaniu, wtedy zawsze miała chwilę czasu, jednak miał wrażenie, że sama wiązanka nie wystarczy.

Rysunek, to jest to! Wyjął z szuflady pudełko kredek oraz czystą kartkę papieru i zaczął rysować.

Nie miał talentu, dobrze o tym wiedział, ale pomyślał, ze właśnie to mogłoby mamę uciszyć.

- Książę – za drzwiami usłyszał głoś Sofii – Czas zejść na śniadanie.

- Jeszcze chwilkę, nianio – odparł nie odrywając się od pracy.

Sofia nie męczyła go dłużej. Wiedziała, ze nie trzeba powtarzać Hansowi kilka razy, aby przyszedł. Wszystkie polecenia jej, czy królowej wypełniał sumiennie i nikt nigdy się na niego nie skarżył.

Według starej niani, Hans był zdecydowanie najmilszym i najgrzeczniejszym dzieckiem ze wszystkich książąt Południowych Wysp, nie wliczając Klausa, który jako szesnastolatek zachowywał się z powagą i grzecznością. Tak wypadało zachowywać się następcy tronu.

Dzieło zostało skończone. Przypatrzył mu się jeszcze przez chwilę. Przedstawiał jego i jego matkę w ogrodzie pełnym krokusów. Na niebie świeciło słońce, a na twarzach obu narysowanych postaci widniał szeroki uśmiech. Na dole laurki, wielkimi, niebieskimi literami zdążył jeszcze napisać:

Bardzo cię kocham, mamo

Rysunek nie wyszedł mu najgorzej. Oczywiście obrazy wiszące w Sali portretowej wyglądały o wiele lepiej, ale przecież jego laurka nie mogła się z nimi równać. Jednak najbardziej zadowalał bo napis. Napisał go najstaranniej, jak tylko potrafił. Miał nadzieję, ze jego mamie się spodoba.

Przypomniał sobie, że czeka na niego śniadanie. Położył rysunek na szafce, tuż obok bukietu, po czym co sił z nogach pobiegł do jadalni.

Gdy wszedł do pomieszczenia, wszyscy już na niego czekali. Rodzinnym zwyczajem było rozpoczynanie posiłku dopiero wtedy, gdy wszyscy członkowie rodziny przy nim zasiądą. Naturalnie, jeżeli wszyscy są wtedy w pałacu.

Stół był bardzo długi, zrobiony z twardego, ciemnego drewna. Musiał być wielki. Miał za zadanie pomieścić kilkunastoosobową rodzinę. Każdy miał wyznaczone swoje miejsce. Dwa największe krzesła, wykonane z tego samego drewna co i stół stały na dwóch osobnych końcach, natomiast wzdłuż długiego blatu ustawionych było trzynaście nieco mniejszych krzeseł. Każde z nich było takie same, co miało symbolizować równość każdego z synów.

Teraz wszystkie miejsca były już zajęte. Wszystkie, z wyjątkiem krzesła naprzeciwko krzesła królowej Annelise, które należało do króla Malkolma…

Hans usiadł na swoje, nadal zbyt wielkie krzesło. Jego stało niemal na samym końcu stołu, gdyż krzesła jego i jego braci ustawione były w kolejności, od najstarszego do najmłodszego.

Wszyscy rozpoczęli posiłek. Hans starał się zjeść go jak najszybciej, aby móc jako pierwszy wręczyć matce prezent z okazji jej święta. Gdy tylko skończył śniadanie, podziękował grzecznie, po czym pobiegł z powrotem do swojego pokoju.

Spojrzał na szafce. Rysunek i bukiet nadal tam były, a kwiaty nie zdążyły jeszcze zwiędnąć. Chwycił je i czym prędzej pobiegł do sali tronowej, gdzie zwykle o tej porze mógł znaleźć matkę.

Otworzył z uśmiechem drzwi, lecz nagle zatrzymał się.

Nie był pierwszy… Wokół tronu, na którym siedziała królowa stało już kilku jego starszych braci. Byli to ci najstarsi bracia. Starsi od niego o kilka, nawet i kilkanaście lat.

Popatrzył na ich prezenty. Nikolaus trzymał w rękach wielką mosiężną figurę konia. Annelise uwielbiała konie, a jej miłość do tych zwierząt odziedziczyło większość jej synów, w tym również Hans.

Alexander starał się ukryć za placami książę starannie owiniętą białą wstążką. Hans nie potrafił odczytać tytułu, ale książka ta miała bardzo wiele stron.

Natomiast Victor właśnie wręczał matce długą perłową kolię, której koraliki tak pięknie błyszczały w promieniach porannego słońca.

Hans popatrzył na swoje prezenty. Podług podarunków braci, jego wydały mu się takie żałosne. Starał się, ale najwidoczniej to nie wystarczyło. Dopiero teraz zorientował się, ze nikt nawet nie zauważył jego przyjścia.

Zwiesił głową, po czy wycofał się na korytarz, nie zamykając nawet za sobą drzwi, aby nie zrobić niepotrzebnego hałasu.

Nie miał ochoty wychodzić z pokoju. Siedział skulony pod ścianą, jak zawsze miał z zwyczaju robić, gdy był smutny. Może nie był smutny, był raczej zawiedzony.

Jego bracia zawsze byli od niego lepsi, we wszystkim. Jak mógł łudzić się, że tym razem będzie inaczej?

- Książę? – usłyszał nagle pukanie do drzwi, była to Sofia – Czas na podwieczorek.

- Nie jestem głodny – odpowiedział markotnie.

- Mogę wejść?

Nie odpowiedział, ale jego milczenia można było uznawać za tak. Weszła do sroka, patrząc na niego ze współczuciem.

- Przygotowałam twoje ulubione kanapki – uśmiechnęła się, stawiając talerz z podwieczorkiem na szafce – Z szynką i pomidorem.

- Wybacz nianiu, ale nie jest w nastroju…

Sofia wiedziała, że coś go trapi. Domyślała się, że chodzi o jego braci, bo to przeważnie przez nich bywał smutny.

- Co ci zrobili? – zapytała podchodząc do niego – Zabrali ci coś? Dokuczali ci?

- Nie, oni nic nie zrobili… To znaczy nie wiedzieli, ze coś złego zrobili, więc to nie ich wina…

Nie rozumiała, o czym mówi. Zwykle jego bracia obrażali go, wyzywali, rzadziej zabierali zabawki, ale nie wiedziała, co takiego mogli zrobić mu tym razem.

Przykucnęła obok niego.

- Więc co się takiego stało?

W odpowiedzi wskazał na szafkę. Oprócz talerza z kanapkami, leżał tam zwiędnięty już nieco bukiet krokusów oraz laurka. Sofia spojrzała na bukiet, lecz jej uwagę przyciągnął bardziej rysunek. Sięgnęła więc po kartkę.

- To bardzo ładny rysunek – powiedziała go dłuższej chwili – Czemu nie dałeś go swojej mamie?

- Bo jest brzydki – burknął cicho.

- Nieprawda, jest bardzo ładny. Twoja mama ucieszyłaby się, gdybyś jej go dał.

- Ale bardziej ucieszyła się z figurki konia i naszyjnika – ukrył twarz w dłoniach, a po chwili staruszka usłyszała ciche łkanie.

- Hans – pogłaskała chłopca po głowie – Twoją mamę nie obchodzi, czy prezent jest droższy, czy ładniejszy. Dla niej najważniejsze jest, że dostała prezent od ciebie.

Hans uniósł głowę. Jego policzki mokre już były od łez.

- Tak myślisz? – chlipnął.

- Ja to wiem – uśmiechnęła się przyjaźnie – A teraz weź się w garść, bo chłopaki nie płaczą.

Zachichotał cicho, po czym podniósł się z ziemi.

- A może i mnie pomógłbyś wstać? – z trudem wstała z podłogi trzymając się za plecy – Najmłodsza już nie jestem.

Nadal uśmiechała się do księcia. Podała mu laurkę. Skinął głową w podzięce, po czym skierował się w stronę drzwi. Musiał jak najszybciej pójść do matki.

*

Aby dostać się do pokoju królowej wystarczyło pokonać tylko prostą drogę przez korytarz. Dotychczas biegł, ale postanowił zwolnić. Sapał ciężko, gdyż zmęczył się bieganiem po zamku. Starał się uspokoić oddech, aby wchodząc do komnaty matki sprawiał wrażenie mniej przejętego.

Stanął przed drzwiami, nerwowo ściskając w rękach rysunek. Popatrzył na swoje dzieło raz jeszcze. Próbował wygładzić zgięcia kartki, ale nie przynosiło to większego efektu. Żałować, że ją pogniótł, ale mogło być gorzej. Mógł przecież rozerwać rysunek na kawałki.

Zapukał do drzwi.

- Proszę – usłyszał ciepły głos jego matki.

Słysząc kojący ton jej głosu, poczuł, że strach powoli go opuszcza. Że rozpływa się gdzieś w powietrzu. Chwycił na klamkę i dziarskim krokiem wszedł do środka.

Królowa Annelise siedziała na łóżku, czytając jakąś książkę. Hans zorientował się, ze była to ta sama książka, którą otrzymała od Alexandra.

Odwróciła się w stronę drzwi, słysząc ich ciche skrzypnięcie. Annelise uśmiechnęła się widząc syna.

- Hansio – odłożyła książkę na nocną szafkę – Stało się coś, skarbie?

Potrząsnął przecząco głową. Podszedł nieśmiało do niej, starając się ukryć za plecami swój rysunek. Królowa gestem dłoni przywołała go do siebie, aby podszedł bliżej.

Hans nie protestując długo, wdrapał się na łóżko matki.

- Mam coś dla ciebie, mamusiu – zaczął, powoli wyciągając zza siebie laurkę.

Podał matce kartkę i nieśmiałym uśmiechem.

Przez dłuższą chwilę milczała, wpatrując się w rysunek. Była bliska płaczu. Nie miała pojęcia, że ma tak zdolnego i kochanego syna jak Hans. Nie liczyły się te wszystkie prezenty, które kupili jej starsi synowie. Był to pierwszy własnoręcznie wykonany podarunek, jaki kiedykolwiek otrzymała.

- Wszystkiego najlepszego, mamo – Hans przerwał panującą w komnacie ciszę swoim słodkim, dziecięcym głosem, przytulając się do matki.

- Dziękuję ci, syneczku – szepnęła ze wzruszeniem, wplatając palce w jego gęste, kasztanowe włosy – To najpiękniejszy prezent, jaki dostałam…

_______________________________________________

Ten rozdział chyba jakoś specjalnie smutny nie jest, dla Hansia kończy się w miarę miło :)

Taka jest moja opinia, a jaka jest wasza? ;)