Rozdział ten dedykuję wszystkim tym, którzy tak strasznie kochają Kristoffa, albowiem będzie miał tutaj nieco więcej kwestii niż w poprzednich rozdziałach XD
Rozdział IX
- Co jest wbrew wszelkim zasadą! – Hans z histerią szarpał za kraty – Wypuście nas stąd!
- Hans, ja wiem, że chcesz pomóc, ale przestań tak wrzeszczeć – syknęła Anna – To w niczym ci nie pomoże.
- Ale on jej coś zrobi, nie rozumiesz? Nie mogę na to pozwolić!
- Elsa da sobie radę.
- Ale ja muszę… - przerwał słysząc jak ktoś zbliża się do jego celi – Ktokolwiek idzie, nich wie, że ja się tak łatwo nie dam zabić!
- Wiem – usłyszą nagle znajomy głos – Obiecałeś, że mnie nie zostawisz.
- Elsa! – zawołał – Skąd ty się tutaj… Nic cie nie jest? Cała jesteś?
- Wszystko w porządku…
- Elsa! Musisz stąd uciekać – krzyknęła Anna – Zaraz cię złapią. Ten głupi brat Hansa…
- Ja wszystko wiem – uśmiechnęła się wyjmując z kieszeni pęk kluczy – I nic nam już nie grozi. Ojciec Czas mi pomógł.
- Znowu? – zapytała zaskoczona Anna – Chyba jesteśmy mu winni dużą przysługę…
Elsa podeszła do celi siostry, po czym ostrożnie przekręciła klucz.
- A co mu się stało? – zapytała wskazując na Kristoffa – Czy on…
- Żyje, ale jest nieprzytomny – westchnęła Anna patrząc z troską na ukochanego – I to bardzo długo…
- Nie martw się, zabierzemy go stąd – odparła otwierając drzwi do celi – Biegnij do Sali tronowej, są tam żołnierze z Arandelle. Powiedz, żeby tutaj przyszli i zanieśli Kristoffa na statek.
Skinęła głową, po czym pędem ruszyła przed siebie.
- A mnie nie wypuścisz? – Hans uśmiechnął się szeroko do ukochanej.
- Przecież cię tu nie zostawię – roześmiała się podchodząc do jego celi – A z tobą wszystko dobrze?
- Odkąd cie zobaczyłem, wręcz świetnie – pogładził ją po policzku przeciskając rękę przed kraty.
Otworzyła drzwi po czym rzuciła się w ramiona ukochanego.
- Elso, tak strasznie się bałem – wyszeptał – Myślałem, że was stracę.
- Wszystko jest już dobrze – przytuliła się do niego nieco mocniej – Nic nam już nie grozi…
*
- I co z nim? – Elsa zajrzała dyskretnie przez uchylone drzwi.
W kajucie na łóżku leżał wciąż nieprzytomny Kristoff. Tuż obok niego siedziała Anna.
- Nadal nic… - chlipnęła.
- Spokojnie, już niedaleko – uspokajała ją Elsa – Niedługo dopłyniemy do Arandelle, tam ktoś się nim zajmie.
Podniesiona lekko na duchu, uśmiechnęła się do siostry, która po krótkiej chwili opuściła pokój.
- Kristoff – położyła dłoń na jego klatce piersiowej, czuła wolne, ale wyraźnie bicie serca – Obudź się, błagam cię…
Teraz rozumiała dokładnie, co czuła Elsa, gdy zginął Hans. Tylko, że teraz on żył, a Kristoff mógł w każdej chwili przestać oddychać.
*
- A co, jeśli on umrze? – Anna chodziła nerwowo po korytarzu – Jeśli go nie wybudzą? Albo jeśli zapadnie w śpiączkę?
- Anno, uspokój się – Elsa położyła ręce na jej ramionach – Musimy być dobrej myśli, lekarze powiedzieli, że zrobią wszystko, co w ich mocy.
- Jeśli coś mu się stanie…
- Nie stanie, uwierz mi – przytuliła siostrę – A teraz usiądź i uspokój się.
- Łatwo ci mówić – nie zwracając uwagi na radę siostry znów zaczęła kręcić się w kółko .
- Łatwo, bo wiem, przez co teraz przechodzisz. Miałam… Fakt, nieco inną sytuację, ale o wiele gorszą niż ty.
Miała racje… Przecież Kristoff nadal żyje, nadal może mieć nadzieję, że będzie dobrze. Elsa wtedy musiała stanąć prze faktem dokonanym. Hans za pierwszym razem zginął w jej ramionach, a kiedy go odzyskała, niemal ponownie go straciła i gdyby nie Ojciec Czas, Hansa nie byłoby tutaj.
Nagle jednak drzwi otworzyły się. Stanął w nich lekarz, ale z jego twarzy nie dało się niczego wywnioskować.
- I co z nim?- zapytała Anna drżącym głosem.
- Cóż… - zaczął medyk – Na skutek silnego uderzenia powstał rozległy uraz. Uszkodzenie głowy było bardzo poważne, ale miał dużo szczęścia. Udało nam się uratować go w ostatniej chwili.
- Czyli żyje – pisnęła radośnie – Mogłabym się z nim zobaczyć?
- Myślę, że tak – uśmiechnął się mężczyzna – Jest przytomny, ale lepiej nie męczyć go zbyt długo.
- Dziękuję bardzo – dygnęła, po czym delikatnie otworzyła drzwi – Kristoff?
Drgnął na dźwięk swojego imienia. Popatrzył na nią z uśmiechem. Zamknęła za sobą drzwi i powoli zbliżyła się do niego.
- Jak się czujesz? – zapytała niepewnie.
- Może być – szepnął słabo – Przecież wiesz, mam twardą czachę.
Uśmiechnęła się mimowolnie. Usiadła obok niego łapiąc go za rękę.
- Martwiłam się, wiesz?
- Domyślam się… I przepraszam, że musiałaś się tak przejmować.
- Może i nie musiałam, ale nie potrafiłam inaczej. Gdyby coś ci się stało…
- Ale nie jest – popatrzył jej prosto w oczy – Teraz już będzie dobrze, zobaczysz.
*
Elsa spacerowała po ogrodzie. Nagle natknęła się na Vegę.
-Witaj Vego.
-Witaj Elso. Ja... mam do ciebie sprawę.
-Słucham?
-Chciałabym, żebyś mnie uczyła.
-Ja ciebie? Czego?
-Pragnę rozszerzyć swoje umiejętności. Proszę cię zgódź się.
-Zgoda.
-To kiedy zaczynamy?
-Cóż myślę, że najlepiej od razu.
Elsa zabrała Vegę do sali treningowej.
-To czego chciałabyś się nauczyć? Śnieżnego wiru, strzały lodu, śnieżycy?
-Hm... może zacznijmy od... no sama nie wiem... odmrażania?
-Słucham?
-Chciałabym nauczyć się odmrażać. -Vego, ale?
-Elso obiecałaś, że mnie nauczysz prawda?
Elsa skinęła głową. Następnie ustała przed manekinem i go zamroziła. Próbowała pokazać Vedze jak należy cofnąć czar... Lecz moc staruszki nie radziła sobie za bardzo. W pewnym momencie Vedze udało się odmrozić połowę manekina.
-Brawo udało ci się! To wielki sukces.
-Tak ale to tylko połowa.
-Nie.. to aż połowa – uśmiechnęła się Elsa – myślę, że na dzisiaj już wystarczy. Pójdę się położyć, jestem już zmęczona.
-Masz rację ja też już pójdę spać. Tylko najpierw coś jeszcze załatwię.
Elsa poszła spać, a Vega po upewnieniu się, że jest już sama udała się do lochów. Zabrała klucze strażnikowi i wkradła się do jednej z cel. Stała tam zamrożona Lamia. Vega ułożyła dłonie tak jak uczyła ją tego Elsa i spróbowała odmrozić Lamię. Niestety czar odbił się od wiedźmy i uderzył w staruszkę przewracając ją.
-To głupie – powiedziała wstając – nigdy mi się to nie uda...
Mam nadzieję, ze uspokoiliście się, jeśli chodzi o Kristoffa XD
Kolejny rozdział na blogu RayOfLight ;)