Skoćzyłam rozdział czwarty :)
Tak więc publikuję... Miłego czytania:
***
Rozdział IV
Nadszedł wieczór. Blask księżyca z trudem przebijał się przez gęste chmury.
Po całym zamku kręciła się armia Weseltona. Tłumaczył się, że woli mieć pod ręką wielu swoich strażników, gdyż od ostatniej wizyty w Arandelle, nie czuje się tutaj bezpiecznie.
Udało mu się uzyskać zgodę na rozmowę z królową. Siedział więc w sali tronowej, wraz z kilkoma strażnikami rzecz jasna, czekając, aż pojawi się Elsa.
Gdy miała chwycić za klamkę, ktoś chwycił ją za ramię. Odwróciła się gwałtownie. Hans…
- Wybacz, Wasza Wysokość, ale…
- Przestać tak do mnie mówić… - zirytowała się – Skoro mamy spędzać razem Az tak dużo czasu, to mów mi po imieniu…
- Um… Dobrze, więc… -ukłonił się – Więc, Elso, chciałem tylko zapytać, co mam robić na czas twojej rozmowy z arcyksięciem…
- Może… -zastanowił się przez chwilę – Wiem, w bibliotece na biurku leżą dekrety z archiwum… Posegreguj je, obok powinna być kartka, w jakiej kolejności. Gdybyś czegoś nie wiedział, daj mi znać…
- Aż tak mi ufasz, że pozwalasz segregować jakieś archiwalne dokumenty? – zapytał z chytrym uśmiechem.
- Nie, nie aż tak – zmarszczyła brwi – Miałam zrobić to jutro, ale skoro ty nie masz innych zająć… Poza tym, nie są to jakieś bardzo ważne dokumenty, tylko jakieś stare rachunki, czy coś w tym stylu, a teraz wybacz, Hans, ale trochę się spieszę…
- Oczywiście – ukłonił się – Powodzenia w negocjacjach.
- Dziękuję… A tobie powodzenia w segregacji tych rachunków.
Uśmiechnął się w odpowiedzi, po czym skierował swe kroki do biblioteki.
Wzięła głęboki wdech. Nacisnęła na klamkę, po czym dumnym krokiem weszła do sali tronowej.
- Przepraszam za spóźnienie… - zaczęła – Coś mnie zatrzymało…
- No nareszcie… - burknął Weselton.
Elsa puściła tę uwagę mimo uszu, po czym zajęła miejsce przy długim stole, na końcu którego siedział książę w towarzystwie strażników.
- A więc słucham… O czym chciał książę za mną porozmawiać?
- Otóż chciałem porozmawiać o rozwiązaniu umowy z moim krajem… Czy zdaje sobie królowa sprawę z tego, że odcięcie mnie od możliwości handlu w tym królestwie może mnie zrujnować?
- Owszem, ale zapewniam, że jest to przemyślana decyzja.
- Wasza Wysokość – arcyksiążę Weselton z impetem uderzył pięścią w stół –To, co chce królowa tutaj wprowadzić jest niedorzeczne!
- Nie, nie jest – Elsa starała się opanować, jak zwykle spokojnym tonem głosu – Myślę, że po tym wszystkim, co wydarzyło się ostatnio, Arandelle będzie w ten sposób bezpieczniejsze…
- … a moje królestwo doprowadzi do ruiny blokując dostęp handlu! – wrzasnął Weselton – Robi to, Wasza Wysokość, po to, żeby doprowadzić mnie do ruiny!
- Nie, nie prawda… - Elsa czuła, jak napięcie rośnie.
- Żebym skończył nędznie klepiąc biedę w jakimś przytułku!
- Ale ja wcale… - zacisnęła pięści, próbując zahamować napływające zdenerwowanie.
- Mogłem się spodziewać… Tak młoda dziewczyna nie może zostać królową. To zbyt duża odpowiedzialność…
- Jestem odpowiedzialna! – momentalnie w sali pojawiły się ostre sople lodu skierowane w stronę przerażonego arcyksięcia.
- Próbowała mnie zabić… Straż… Straż!
Dotarło do niej, co właśnie zrobiła… Wybiegła z pokoju i skierowała się w stronę wyjścia na dziedziniec zamku. Oglądała się za siebie upewniając się, że nikt jej nie goni, gdy nagle wpadła na kogoś o mały włos nie przewracając się na podłogę. Ten ktoś jednak przytrzymał ją hamując jej upadek.
- Elsa…?
Odwrócona dotąd w tył, spojrzała przed siebie.
- Hans… Co ty… Co ty tutaj robisz?
- Chciałem zapytać o coś związane z tymi rachunkami… - popatrzył jednak na nią i zrozumiał, że coś jest nie tak - Co się stało? Uciekasz przed kimś?
Nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż z końca korytarza wyłoniła się dość duża grupa straży arcyksięcia. Trzymali w rękach kusze i byli gotowi, aby strzelić w przerażoną królową.
- Spokojnie… - Hans położył jej rękę na ramieniu, wychodząc przed nią – Czy mógłbym wiedzieć, co tu się dzieje?
- Dostaliśmy rozkazy – jeden ze strażników wychylił się przed szereg – Królowa, używając swoich mocy, usiłowała zabić arcyksięcia Weseltona.
- Jestem pewien, że to jakieś nieporozumienie – Hans, jak zwykle w sposób dyplomowany, starał się załagodzić sytuację – Schowaj się gdzieś – szepnął przez ramię do Elsy- Ja to załatwię…
- Przestań, to ja jestem tutaj prawowitą władczynią i to ja powinnam to załatwić.
- Ależ oczywiście, że powinnaś, ale póki co, to jest duże prawdopodobieństwo, że któryś z tych strażników nie zawaha się w ciebie strzelić – w jego głosie dosłyszała się lekkiej paniki, zupełnie, jakby się o nią martwił.
Nie zważając jednak na sugestie księcia, Elsa wolnym i dystyngowanym tempem zbliżyła się o kilka kroków do grupy strażników.
- Wiem, iż moje zachowanie nie było do końca stosowne i przyznaję, że lekko się zdenerwowałam, ale był to wypadek, w którym na szczęście nikt nie ucierpiał…
- Ale mógł ucierpieć. I to nie byłe kto!
- Ja wiem, ale… - Elsa próbowała znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie, nie zauważyła więc, jak jednej ze strażników celuje prosto w nią – Ja… Ja tylko…
Strażnik wypuścił strzałę, która z zawrotnym tempem zmierzała ku królowej.
- Elsa! – Hans wyrwał się przed nią popychając ją na podłogę.
Sam jednak również runął na ziemię i ściskając ramię zaczął zwijać się z bólu.
- Hans! – Elsa jednym, gwałtownym gestem dłoni wyczarowała wokół siebie i Hansa gruby, lodowy mur, przez który strażnicy nie mogli się dostać.
Sama była zaskoczona. Nie wiedziała, że jest w stanie stworzyć coś takiego w tak krótkim czasie… Z lekkiego szoku wyrwały ją jednak ciche pojękiwania. Spojrzała na podłogę.
- Hans… - przykucnęła obok niego, ale z uwagi na jej niebezpieczną moc, bała się go w jakikolwiek sposób dotknąć – Co ci jest?
- Ach… Nic… Nic mi nie jest – próbował się podnieść, ale ból był zbyt silny – To… To tylko draśnięcie…
Nie wiedziała, co ma zrobić… Zawołać pomoc i znów ryzykować, że strażnicy Weseltona zaczną ją ścigać, czy zostać przy nim i chociaż spróbować mu pomóc… Zdecydowała się. Pewnym ruchem odsunęła jego dłoń ze ściskanego wcześniej ramienia.
- O Boże… - drugą ręką zakryła sobie usta – Co ja zrobiłam…
Rana nie była może zbyt głęboka, ale nie wyglądała najlepiej. Jego biały rękaw coraz szybciej zmieniał kolor na ciemną czerwień. Wzięła głęboki wdech. Wyciągnęła rękę i najdelikatniej jak tylko potrafiła dotknęła jego ramienia. Rękaw powoli pokrywał się lekkim szronem, ale widać było, że łagodziło to jego ból.
- Co to… - zerknął na swoje ramię, a potem na Elsa – Ale to… Przecież… - jąkał się, co bardzo rzadko mu się zdarzało - Jak ty to…
- Przestań gadać… - zirytowała się – Sama nie wiem, jak to zrobiłam. Ciesz się, że już cię nie boli…
Faktycznie, nie odczuwał bólu, a rana stopniowo pokryła się cienką lodową warstwą, co hamowało krwawienie.
- Dlaczego to zrobiłeś? –zapytała patrząc mu w oczy – Przecież nie wiedziałeś, że trafia cię tylko w ramię… Mogłeś przez to zginąć! Mogłeś zginąć… przeze mnie… - zwiesiła głowę czując narastające w jej sercu wyrzuty sumienia.
- Każdy książę, nawet skazany za próbę zabójstwa królowej i jej siostry, ma obowiązek przedkładać życie damy w opałach nad swoje – uśmiechnął się, w tak czarujący sposób, jak to miał w zwyczaju się uśmiechać – Poza tym, może dzięki temu, będziesz traktować mnie trochę bardziej jak człowieka, niż jak perfidnego zdrajcę…
- O czym ty mówisz? – spytała lekko wybita z tropu – Dałam ci przecież szansę się zrekompensować… Póki co, nieźle ci to rekompensowanie wychodzi – uśmiechnęła się, podnosząc się z ziemi, po czym otrzepała z kurzu swoją długą suknię – Ale na twoim miejscu poszłabym szybko jakoś opatrzyć tę ranę… Lód się za chwile roztopi… A tak w zasadzie, to dziękuję ci. Ocaliłeś mi życie…
- Drobiazg… - podniósł się z ziemi – Ale zanim sobie pójdziesz… Możesz mi wyjaśnić, co się stało? Chciałaś zabić Weseltona?
- Nie, nie chciałam, ale… Chodzi o to, że… Zdenerwowałam się, trochę za bardzo… - zwiesiła głowę – Co powinnam teraz zrobić?
- Cóż… Na twoim miejscu, nie wracałbym do sali tronowej, to po pierwsze. Po drugie, przeczekałbym do jutra, aż sprawa trochę ucichnie. A po trzecie… - uniósł delikatnie jej podbródek – Nie przejmuj się… Może to tylko taki… Jednorazowy atak?
- Nie sądzę… Wcześniej zaczęło się podobnie…
- Elsa! – usłyszała z oddali znajomy głos – Elsa, gdzie jesteś?
Nagle, tuż za lodową ścianą, którą wyczarowała pojawił się Anna.
- Wszędzie cię szukałam – westchnęła – Ale co to jest? I co tu się stało?
- Anna, wszystko ci wyjaśnię, ale nie tutaj… Spotkamy się w moim pokoju, dobra?
- Zaraz będę! – zawołała i zniknęła równie szybko, jak się pojawiła.
- Chodź… - Elsa chwyciła Hansa za rękę.
- Ja też? – zapytał zaskoczony.
- Tak… Możesz się przydać…
***
Na następne musicie jadnak troszkę dłuzej poczekać, gdyz nie mam napisanego ani jednego zdania... Pomysłw głowie jest i to najważniejsze :D