Rozdział VIII
Słońce schowało się za ciemnymi chmurami i powiał silny, chłody wiatr. Anna zatrzęsła się, a czując to, Kristoff objął ją mocno.
- Dziękuję – przymknęła oczy wtulając się w jego klatkę piersiową.
- Nie ma sprawy – uśmiechnął się – Słuchajcie, coś mi mówi, a znam się na tym dobrze, że szykuje się jakaś zawierucha… - popatrzył na Elsę – Umiałabyś ją zatrzymać?
- Wywołać, owszem. Zatrzymać, jakoś wątpię… To znaczy, gdybym sama ją wywołała, to może ale tak, to…
- Spokojnie, tak tylko pytałem – rozejrzał się dookoła – Ale mam lepszy pomysł…
*
Siedzieli wszyscy w jaskini, którą znalazł Kristoff. Było ciemno, a na zewnątrz szalała zamieć. Dziwne, że w środku lata pogoda mogła aż tak się zmienić, ale warunki w górach znacznie różnią się do tych panującym w Arandelle.
Anna szczęknęła zębami.
- Zimno ci? – szepnął troskliwie Kristoff przysuwając się do niej.
- T-t-trochę… - siedziała skulona oparta o zimną skalną ścianę.
Jeszcze bardziej się do niej przysunął, założył jej na głowę swoją czapkę, po czym objął ramieniem.
- Cieplej?
- Zdecydowanie tak… - nie wiedziała, jak wcześniej mogła żyć bez niego.
Odkąd się poznali, zawsze był przy niej, zawsze się o nią troszczył, a ona nie dostrzegała tego na początku ich znajomości, dopiero gdy otrząsnęła się z „uczucia”, które czuła do Hansa, zrozumiała, że tak naprawdę to jego prawdziwie kocha.
Elsa i Hans przyglądali się tej uroczej scenie. Tyle, że każde z nich w inny sposób na nie reagowało. Elsa z uśmiechem, cieszyła się, że siostra znalazła kogoś takiego jak Kristoff, że miała na kim polegać i miałby się kto nią zająć, gdyby jej zabrakło… Hans natomiast nie mógł uwierzyć, że Kristoff, który nie ma nic do zaoferowania, szybciej znalazł sobie narzeczona niż on. Spojrzał na Elsę i przysunął się do niej.
- Zimno ci? – zapytał.
Jednak ona roześmiała się.
- Człowieku, mam lodowe moce, mnie nigdy nie jest zimno…
Nie wyszło mu… Chciał jej w jakiś sposób zaimponować i nie wiedzieć czemu, bardzo mu na tym zależało. Teraz jednak kompletnie się zbłaźnił. Jak mógł o tym nie wiedzieć? W jej obecności zawsze jest nieco chłodniej niż normalnie i miało być jej zimno? Zwiesił zawstydzony głowę.
- Nie jest mi zimno, ale… - zaczęła niepewnie – Miło, że zapytałeś.
Uśmiechnęła się do niego, on do niej również.
W pewnej jednak chwili ziemia lekko zadrżała. Nim zdążyli jakoś zareagować gruba warstwa śniegu przykryła wyjście z jaskini pozostawiając ich w całkowitym mroku…
- O nie… - jęknęła Anna z paniką w głosie – I co teraz? Zginiemy tu!
- Nie, nie zginiemy. Uspokój się – Kristoff położył jej ręce na ramionach – Wydostaniemy się stąd…
Podszedł do zawalonego śniegiem wejścia. Zaczął rozgrzebywać biały puch rękami, ale nic to nie dawało.
- Człowieku, opanuj się – zawołał Hans – Nic tym nie zdziałasz!
Westchnął głęboko zaprzestając kopaniu. Musiał coś wymyślić, nie tylko ze względu na siebie. Ze względu głównie na Annę. I oczywiście jej siostrę. A Hansa mógłby uratować przy okazji…
- Sven, jesteś tam! – zawołał z nadzieją.
W odpowiedzi usłyszał radosne parsknięcie.
- Całe szczęście – odetchnął z ulgą – Słuchaj stary, musisz nas stąd wydostać, rozumiesz? Kop ile masz sił!
- Ty naprawdę się łudzisz, że to coś, co nazywasz zwierzęciem nas uratuje? – zapytał z kpiną Hans – Przecież to coś nawet nie myśli…
- Nie obrażaj mi tu renifera, dobra? „To coś” jest moim przyjacielem… Ja przynamniej mam przyjaciół – uśmiechnął się szyderczo.
- O czym ty do diaska mówisz? Mam przyjaciół…
- Koń się nie liczy…
- A renifer niby owszem?
- A i owszem… Poza tym, nie mam tylko jego…
- Przestańcie! – zawołała Elsa – Wiem, że nie przepadacie za sobą zbytnio, ale wasze kłótnie nam w niczym nie pomogą. Albo pomożecie odgarnąć ten śnieg, albo będziemy musieli zdać się tylko na Svena, a on nie da rady kopać zbyt długo.
Miała rację. Jak zwykle z resztą. To było jej wielką zaletą, potrafiła, chociaż przez moment, wstrzymać spory i nieporozumienia. Umiała w delikatny, ale i wyraźny sposób wyperswadować kłócenie się na rzecz znacznie ważniejszych spraw.
- Więc jak? – zapytała wskazując na zasypane nadal wyjście – Możemy na was liczyć?
Spojrzeli na siebie gniewnie, lecz bez dyskusji zaczęli odgarniać śnieg.
- Wow… - szepnęła z podziwem Anna – Nie sądziłam, że zobaczę kiedyś Kristoffa i Hansa robiącego coś… Wspólnie…
- Ma się ten talent – uśmiechnęła się dumnie.
- Słuchacie… - zaczął Hans – Wiem, że to była bardzo mądra lekcja… Że w obliczu takiej sytuacji nie powinniśmy się kłócić, ale… Obawiam się, to na niewiele się zda…
Zastanowiła się przez chwilę. Nie dadzą rady, nawet jeśli wraz z Anną by im pomogły. Spojrzała na swoje dłonie. Czy byłaby w stanie użyć ich, żeby uwolnić stąd zarówno siebie jak i całą resztę?
- Sven, odsuń się od wyjścia! – zawołała.
- Co próbujesz zrobić? – zapytała niepewnie Anna.
- Coś, czego jeszcze nie próbowałam… - wystawiła ręce przed siebie – Schowajcie się, najlepiej za mną…
Hans i Kristoff wymienili spojrzenia. Podeszli do Anny, która posłusznie stała już za siostrą.
Elsa wzięła głęboki wdech… Skierowała dłonie wprost na wyjście. Przymknęła oczy… Warto zaryzykować i chociaż spróbować użyć swych mocy do czegoś pożytecznego… Przysunęła ręce z powrotem do siebie, po czym gwałtownie pchnęła przed siebie promień białego, skrzącego się światła. Niczym strzała przebił się przez śnieg, rozrzucając go na wszystkie strony. Wyjście było odblokowane…
- Elsa, udało ci się – Anna z radością poklepała ją po ramieniu.
- Tak… - spojrzała jakby z wdzięcznością na swoje dłonie – Udało się…
- Skoro jesteśmy już wolni… - zaczął Kristoff, wyszedł na zewnątrz, przywołując do siebie Svena, który z radością trącił rękę swojego właściciela – Szkoda jednak tylko, że będziecie musieli się dalej tułać na piechotę…
- Kto? My? –zapytał zaskoczony Hans wychodząc z jaskini – Jak to bez koni?
- Nie wy, Święty Mikołaj… - uniósł brew krzyżując ramiona – Uciekły wam konie… Musimy iść pieszo, bo Sven raczej nas wszystkich nie udźwignie. Nie macie dużego wyboru…